Recenzja Sezonu 5

The Crown (2016)
Stephen Daldry
Julian Jarrold
Claire Foy
Matt Smith

Diadem zamiast korony

"The Crown" to wciąż produkcja na naprawdę wysokim poziomie. Choć nie każdy aktor jest w swojej roli wybitny, nikt nie ma powodów do wstydu. W poprawnym scenariuszu znalazło się miejsce dla
Diadem zamiast korony
Serial "The Crown" zadebiutował na Netfliksie w 2016 roku, ale dopiero piąty sezon nadał sens frazesowi, że jego kolejnych odsłon wyczekiwały miliony widzów. Niedawna śmierć królowej Elżbiety II, wstąpienie na tron króla Karola III, "uniezależnienie się" księcia Harry'ego i Megan Markhle… Co prawda, w tym przypadku fikcja jeszcze nie dogoniła rzeczywistości (akcja najnowszych odcinków rozgrywa się w latach 90. XX wieku), ale tak przełomowe dla brytyjskiej monarchii wydarzenia z pewnością nakręcają marketingową machinę. 


Szósty sezon oglądamy na żywo, tymczasem w piątym rodzina Windsorów znów się powiększa. Obserwujemy ją nie tylko przez pryzmat wydarzeń o sporej wadze historycznej (m.in. oddanie Hongkongu Chinom czy pożar Zamku Windsor), ale również za zamkniętymi drzwiami. Po raz kolejny kodowani są podwójnie: jako osoby publiczne i zwykli ludzie, ze swoimi lękami, obsesjami, zainteresowaniami, słabościami. Książę Filip (Jonathan Pryce) jest więc mężem Elżbiety II (Imelda Staunton), reprezentującym Koronę, ale równocześnie sporo czasu poświęcone jest jego zainteresowaniom: sportowi, mechanice i naukom ścisłym. Księżna Diana (Elizabeth Debicki) jest nie tylko "królową ludzkich serc", ale również troskliwą matką oraz tęskniącą za miłością młodą kobietą. Książę Karol (Dominic West) jest następcą tronu i niewiernym małżonkiem, ale także człowiekiem zaangażowanym społecznie, postępowo myślącym i romantycznie zakochanym. Wreszcie sama królowa nie jest tylko królową, ale też wymagającą matką, troskliwą babcią, a nawet zazdrosną żoną.

Wśród nowych postaci pojawiają się m.in. Charles Spencer – brat Diany, premierzy John Major i Tony Blair czy książę William (oczywiście, nie jest to debiut tego bohatera w serialu, lecz jego rola została w tym sezonie nieco rozwinięta). Jednak największym zaskoczeniem jest całkiem duża rola Mohameda Al-Fayeda, ojca Dodiego. Wprowadzenie do fabuły rodziny przyjaciela księżnej Diany jest dość oryginalnym posunięciem scenariuszowym. Zamiast ograniczyć się do postaci samego Dodiego, twórcy przedstawiają historię Al-Fayedów i wręcz koncentrują się na postaci ojca – człowieka o zaskakujących powiązaniach z rodziną królewską. Jest w jakimś stopniu zrozumiałe, że w świetle reflektorów ogrzewają się tu przede wszystkim Elżbieta, Filip, Karol i Diana – z pewnością to właśnie z tymi przedstawicielami rodu Windsorów wiązały się najważniejsze dla Wielkiej Brytanii i monarchii wydarzenia tamtych lat. A jednak Korona to również inni członkowie rodziny. Choć jeden z odcinków został poświęcony księżniczce Małgorzacie (Lesley Manville), to księżniczka Anna oraz książęta Andrzej i Edward pojawiają się jedynie epizodycznie. Możliwe, że serial na tym traci. Pomijając kontrowersje wokół osoby księcia Andrzeja, o rodzeństwie Karola nie wiadomo znowu tak wiele. 


Mimo że twórcy często podkreślają, iż "The Crown" nie stanowi w żadnej mierze fabularyzowanego dokumentu z życia monarchii, piąty sezon na pewno najbliższy jest bezstronnemu kinu na styku faktów i fikcji. Widać to w moralnej ambiwalencji bohaterów i w scenariuszowych dwuznacznościach – zwłaszcza tych charakteryzujących motywacje całej masy postaci. Sporo miejsca poświęcono też dziennikarzom. W końcu to media współkreują wizerunek monarchii, a podkreślenie ich roli w budowaniu potęgi (bądź słabości) Korony jest niezłym narracyjnym pomysłem. Pomijając oczywiste sceny, w których "royalsów" prześladują paparazzi, jest tu mnóstwo konkretów: telewizyjne wywiady Diany i Karola, ujawnienie taśm z intymnymi rozmowami Karola i Camilli, pierwszy dzień nauki księcia Williama w Eton.

Do specyfiki "The Crown" należy też rotacja aktorów w rolach starzejących się członków i członkiń królewskiej familii. Kreacja Imeldy Staunton stanowi ładną kontynuację i unaocznia ewolucję postaci Królowej, odgrywanej wcześniej przez Claire Foy i Olivię Colman. Na przestrzeni wszystkich dotychczasowych odsłon serialu widać, jak młoda i nieco naiwna Lilibet z pierwszego sezonu stała się surową, wymagającą, wyważoną Elżbietą z piątego. Jeszcze większe wrażenie robi Dominic West w roli księcia Karola. Chociaż fizyczne podobieństwo aktora do pierwowzoru bohatera jest znikome, w swojej roli jest chyba najbardziej przekonujący z całej obsady (zbliża się do tego poziomu Olivia Williams jako Camilla Parker Bowles). Tym większa szkoda, że reszta gwiazd wypada dość blado. Choć Jonathan Pryce i Elizabeth Debicki upodobnili się do księcia Filipa i księżnej Diany na poziomie mimikry, pod względem gestykulacji. czy modulacji głosu, to jednak grają "płasko".



Niestety, nierówny poziom aktorstwa to nie jedyna wada najnowszego "The Crown". W porównaniu z pierwszymi czterema sezonami, za mało w nim lekkości, dowcipnych dialogów, czegoś rozrzedzającego wszechobecną powagę. Niewiele uwagi poświęcono też relacji królowej z premierem, która zazwyczaj stanowiła ciekawy, fabularny kontrapunkt – wątek Majora (Jonny Lee Miller) został potraktowany dość pobieżnie, zabrakło nawet dedykowanego odcinka. Piąty sezon kuleje również, jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową. Muzyka zewnątrzkadrowa jest dobra, ale nie na tyle, żeby gładko "łączyć się" z obrazem. Zabrakło utworów charakterystycznych dla danej epoki, które stanowiłyby adekwatną oprawę dla akcji.

Scenografowie i kostiumografowie jak zawsze stanęli na wysokości zadania. Dbałość o wierność historyczną jest zauważalna w każdym najmniejszym szczególe: od "sukni zemsty" Diany czy garderoby Elżbiety w czasie wizyty w Moskwie przez auto księcia Karola aż po charakterystyczne dla lat 90. przedmioty codziennego użytku: ogromne telefony komórkowe czy komputery z niebieskimi ekranami. Czas akcji piątej odsłony "The Crown" to już historia najnowsza, okres postzimnowojenny. Widzowie dobrze to pamiętają: objęcie rządu przez Tony'ego Blaira, sprawę "Camillagate", ale też krzykliwe garsonki królowej. 


"The Crown" to wciąż produkcja na naprawdę wysokim poziomie. Choć nie każdy aktor jest w swojej roli wybitny, nikt nie ma powodów do wstydu. W poprawnym scenariuszu znalazło się miejsce dla wszystkich kluczowych wydarzeń, znów mamy też wspaniałą scenografię, zaś "portret podwójny" monarchii wciąż jest sednem całej opowieści. Pozornie to wciąż ta sama "Korona". A jednak czegoś jej brakuje – może właśnie przeniesienia fabularnych akcentów? Żeby zaintrygować odbiorców, twórcy powinni pokazać coś nieznanego albo znanego, ale z nowej perspektywy. Tymczasem po raz tysięczny serwuje nam się temat rozwodu Diany i Karola, po wielokroć już przecież wałkowany w innych serialach i filmach. W jednym z odcinków książę Karol mówi do matki: "Mamy nowoczesną monarchię. Ale nie taką, jaką chcieliśmy". Piąty sezon "The Crown" trzyma się wprawdzie sprawdzonych schematów, ale wnioski prowokuje podobne. 
1 10
Moja ocena sezonu 5:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Za ten serial odpowiadają poważni ludzie, mający do dyspozycji potężne pieniądze. Poprzednie sezony... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones